środa, 29 marca 2017

Pożegnaliśmy Brendzię

Była częścią naszej Rodziny od prawie 13 lat. W ostatnich miesiącach coraz bardziej zniedołężniała i niepanująca nad własnym ciałem. Oswajaliśmy się z myślą, że wkrótce trzeba będzie podjąć tę najtrudniejszą decyzję. Ale liczyliśmy jeszcze na wspólną wiosnę i lato. Zastanawialiśmy się... może dopiero jesienią...

Ale to marzec. Mówią, że jak idzie marzec, to umrze niejeden starzec. Brendzia również nie wytrzymała wiosennego przesilenia. To był prawdopodobnie wylew. Albo udar. Gdy wróciłam z pracy zachowywała się nieswojo. Godzinę później przestała widzieć i nie potrafiła się podnieść. Wezwany lekarz powiedział, że rokowania nie są dobre, że można próbować, dać zastrzyk ze sterydów, wziąć do szpitala na intensywną terapię... Ale nie ma pewności, czy to pomoże i na jak długo. Czy jest sens narażać trzynastoletnią staruszkę na taki stres i cierpienie?

Stanęliśmy przed tym pytaniem wcześniej niż się spodziewaliśmy. Zupełnie niegotowi.

Lekarz nie naciskał. Nie śpieszył się. Cierpliwie badał Brendę i tłumaczył każdą z opcji. Pozwolił nam się zastanowić i pogodzić z nieuniknionym. I zdecydować.

Wczoraj wieczorem pożegnaliśmy Brendzię. Odeszła na swoim podwórku, wśród naszych pieszczot.


Mam nadzieję, że było Jej z nami dobrze. Tak jak nam z Nią. To była wyjątkowo mądra, łagodna i opiekuńcza piesa. Pozostanie w naszych sercach i pamięci.

sobota, 25 marca 2017

Kooperatywa Sztuk Różnych

... tak nazwałam swoją firmę. Bo łączę w swojej działalności szydełko z dekupażem, a dekupaż z fotografią... W ramach tej nazwy możemy robić z Dominiką całe mnóstwo różnych rzeczy. Wciąż planujemy i motywujemy siebie nawzajem (ona mnie bardziej - pisze do mnie wiadomości wielkimi literami i wykrzyknikami;-)). To szalenie ekscytujące:-).

A tymczasem wciąż się uczę, nabieram doświadczenia, ogłady i nieustannie gimnastykuję kreatywność, bo zlecenia podobne, ale bardzo się staram, by każde było inne.

1. Ślubne akcesoria. W pudełku na obrączki poduszeczka i serduszko wykonane na szydełku z białego kordonka. Wszystkie napisy malowane ręcznie farbą.





2. Pudełko na obrączki z szydełkową poduszeczką z bawełnianego sznurka, napis transferowany.


3. Pudełko na pendrive ze zdjęciami z sesji narzeczeńskiej. Na wieczku przetransferowane jedno ze zdjęć z sesji.


Momentami czuję się zmęczona. Bo pracuję na pełny zegar. I przytłoczona. Głównie presją czasu. I bardzo niepewna, jak moja praca zostanie przyjęta. Zawsze niecierpliwie oczekuję na reakcję. A gdy przychodzi kolejny mail od zadowolonej klientki, jestem już tylko uskrzydlona i dumna:-).

I biorę się za kolejne zlecenie. I cały cykl zaczyna się od nowa:-).


poniedziałek, 20 marca 2017

Marta i Luis

Kiedy parę lat temu zapisałam się do szkoły fotograficznej, zrobiłam to dlatego, że chciałam nauczyć się robić lepsze zdjęcia na bloga. I choć fotografować lubiłam od zawsze, to przecież tylko gdzieś w najdalej upchniętych zakamarkach mojej głowy zamknięte były myśli, że mogłabym robić to... Profesjonalnie?

Nie, przecież nie ja! Oglądałam piękne, profesjonalne zdjęcia w sieci i byłam przekonana, że ja tak nie potrafię.

Ale Dominika wierciła dziurę. Pokazywała dokonania mniej utalentowanych fotografów, którzy jednak bez żadnych kompleksów wykonują swój zawód i pokazują swoje prace w internecie, i upierała się, że moje zdjęcia są LEPSZE. Wciąż mobilizowała mnie, żebym na niej i Rafale ćwiczyła. Bez przekonania zrobiłam im sesję narzeczeńską, która nieoczekiwanie nawet dla mnie, wyszła całkiem dobrze i dostała od Was mnóstwo przychylności, w tym opinię samej mojej mistrzyni - Kamili Piech. Rok później, już bardziej swobodnie, zrobiłam Młodym sesję ślubną w plenerze. To przedsięwzięcie dostarczyło mi nie tylko wielkiej frajdy podczas pracy, ale też niekłamanego zadowolenia i dumy z jej jakości.

Myśli o profesjonalnym (rany, jak to brzmi w odniesieniu do mnie!) fotografowaniu wychynęły z zakamarków. Może. Może....

Ale jeśli tak, to muszę poćwiczyć z innymi ludźmi. Nie tylko z Dominiką i Rafałem. Dam radę z kimś obcym? Nie miałam czasu się zastanowić, bo Dominika już mi załatwiła zadanie. Ogłosiła na swoim blogu konkurs, w którym wygraną była sesja narzeczeńska, a ja miałam być jej autorką. Żebyście widziały tę panikę, która mnie ogarnęła gdy się o tym dowiedziałam! Szczególnie, że sesja miała odbyć się w lutym, w miejscu kompletnie mi nieznanym, oddalonym od mojego domu 150 km. Jechać w zimie taki kawał drogi? A jak będzie mróz, śnieg, ślisko?????

Ale słowo się rzekło. Nie było odwrotu. Gdy tylko opanowałam paraliżujący lęk przed nowym wyzwaniem, pojawiła się mobilizacja i chęć do działania. Sesja odbyła się zgodnie z planem. Pogoda udała się całkiem dobrze. Najważniejsze, że nie było opadów i mrozu. Choć było dość chłodno i ogromnie stresowało mnie, że Narzeczeni marzną, gdy ja w nieskończoność przymierzałam kadry. Starałam się o tym nie myśleć i skupić się tylko na zdjęciach, ale cóż... empatyczna ze mnie istota, a Marta i Luis okazali się ludźmi tak sympatycznymi i miłymi, że z jednej strony chciałam im zrobić jak najlepsze zdjęcia, by mieli niezapomnianą pamiątkę, a z drugiej nie mogłam patrzeć jak marzną i bałam się, że się od tej sesji pochorują...

Podsumowując, to było dla mnie niezapomniane wydarzenie. Piękni i zakochani Narzeczeni, urokliwe plenery Kazimierza Dolnego oraz przeogromna przyjemność z łapania tych ulotnych chwil w kadrach...

Naprawdę... Lubię to!






































Dominika od razu przygotowała dla mnie nowe fotograficzne logo i znalazła jeszcze dwie pary do ćwiczeń dla mnie;-). Jest naprawdę nieocenioną agentką!

czwartek, 16 marca 2017

Prezenty dla Świadków

... również zaliczają się do ślubnego rękodzieła. Takie zadanie zleciła mi ostatnio Pani Kinga, zostawiając mi w jego realizacji sporo dowolności. Prosiła jedynie, by na prezencie dla Świadka pojawił się motyw Supermana, bo jest on fanem superbohaterów, co prawda bardziej Batmana, ale znaczek Supermana w tym kontekście lepiej pasuje... Poszperawszy w sieci, trafiłam na połączenie tych dwóch motywów i na skrzyneczkę trafiła taka właśnie grafika:-).



Już w trakcie robienia zdjęć uznałam, że czegoś jeszcze pudełkom brak... I dołożyłam ażurowe serduszka ze sklejki w kolorze naturalnym:-)


Pani Kindze spodobał się efekt, co ogromnie mnie ucieszyło, bo i ja sama bardzo zadowolona jestem z tej pracy. Zrobiłam ją w stylu, który lubię najbardziej: suchy pędzel i przecierki, dzięki czemu całość nabrała nieco rustykalnego charakteru:-).